poniedziałek, 18 października 2010

Przełomowa noc

Spaliście kiedyś pod gołym niebem? Nie, nie mówię o namiocie; pytam, czy spaliście pod sufitem z chmur i gwiazd? W górach? Wiosną? Jeśli nie, odpowiem Wam, jakie to uczucie. Przede wszystkim jest... zimno.

Uwaliliśmy się pod wieczór w parku, na kawałku łączki skrytej w potężnych krzaczorach; baliśmy się, że ktoś nas zobaczy i korzystając z okazji zwędzi plecaki. Wydawało się, że po takiem dniu nawet ćwiczenia pułku grenadierów nie zdołałyby nas obudzić, tym bardziej martwiliśmy się o dobytek. Rozwinęliśmy śpiwory i ułożyliśmy się w nich, plecaki trzymając w objęciach. 

Zaśnięcie, o dziwo, nie było łatwe - budził nas byle szmer (a o tej porze dnia i roku w parku jest jak na autostradzie - przynajmniej z punktu widzenia osoby, która desperacko stara się zasnąć). Jednak przede wszystkim przeszkadzały nasze plecaki, wyślizgujące się z uścisku gdy zaczynała opuszczać nas przytomność. W umysłach mieliśmy zakodowane, że nie możemy ich stracić, więc byle ich poruszenie zupełnie nas wybudzało.

Nie pamiętam, która była godzina, ale chyba dość wczesna, bo stało się coś, co ostatecznie przekreśliło moje szanse na zaśnięcie: zepsuł się suwak w śpiworze. Jako że śpiwór był niewielki, nie mogłem się nim owinąć; ręka albo noga stale były wystawione na nocny chłód. Co ja mówię - na przeraźliwe nocne zimno. Nagle plecak przestał być moim zmartwieniem. Teraz naprawdę chciałe zasnąć, bez względu na wszystko, ale nic z tego - przede wszystkim musiałem się ogrzać. Gimnastykowałem się więc w śpiworze, starając się całkiem skryć pod materiałem i zasklepić dziurę, ale efektem było zazwyczaj wyślizgnięcie się na trawiasty grunt. Czasami udało się zdrzemnąć; po kilku drzemkach przerywanych szamotaniną w końcu usnąłem. I wtedy zaczęła gromadzić się rosa. Tyle byłoby spania tej nocy.

Wstaliśmy wraz ze wschodem słońca. W ogóle nie czułem zmęczenia. Obudzić się w takim miejscu, o takiej porze, mając przed sobą cały dzień wędrówki donikąd - po raz pierwszy znalazłem się w podobnej sytuacji. Była to chwila, w której pokochałem podróże. Nieważne są bowiem ich trudy; nieważne, że nie traficie tam, gdzie chcieliście, i że nie będziecie mieli gdzie spać. Ważne, że będziecie tak blisko prawdziwego świata, a nie tego sztucznego, z jego sztucznymi problemami. Możecie w to wierzyć lub nie, ale mając jedynie plecak, a w nim dwa swetry i puszkę mielonki, poczujecie czym jest prawdziwa wolność.

foto: allspice1

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz